Ekwadorczycy a Natura
Zapraszamy do relacji Orsyni Węgrzyn, aktywistki związanej z organizacją ekologiczną Stowarzyszenie "Pracownia na rzecz Wszystkich Istot". Orsynia opisuje w niej swoje spostrzeżenia z Ekwadoru, gdzie gościła na początku 2019 r. z wizytą u syna, który w jednej z palcówek naukowo-badawczych związanych z biologią lasów tropikalnych robi pracę doktorską.

Już w pierwszym autobusie do Papallacata zdumiewa mnie wyraźnie indiańska homogeniczność pasażerów. Julia z Maćkiem wydają się dziwnie bladzi i płowi przy jednoznacznie ciemnoskórych i czarnowłosych Ekwadorczykach.
Ludność tubylcza jest tu indiańska, czy tez indiańsko metyska i stanowi ona absolutna większość. Gen afroamerykański też się czasem trafi, widoczny w kręconych włosach.
A włosy to mają piękne. Wszyscy.
Autobus mija przełęcz na 4 tys. metrów nad poziomem morza, ale prócz nas, na nikim nie robi to wrażenia.

Miejscowi jedzą, śpią i konwersują w spokoju, podczas gdy nasze głowy ściskają żelazne obręcze.
Nie tylko w tym różnią się od nas. Ich stosunek do przyrody, który z uwagą obserwuję, jest jakże odmienny od naszego. Szybko da się wysnuć wniosek - przyroda jest swoistym sacrum.
Analizuję zachowania, obserwuję ludzi, murale, kościoły, parki, lasy i wnioskuję, że ten ich stosunek do natury jest mieszanką, a może spuścizną tradycyjnych indiańskich wierzeń, w zasadzie ogólnie znanych, pełnych szacunku dla wszystkich istot, a przyobleczony w chrześcijaństwie, które jest tu religią wyznawaną, w usankcjonowaną świętość.
W miejscowości pokroju Klucz stoi w parku pomnik kolibra (już sobie wyobrażam pomnik szczygła w naszym parku i te pukania po czole).
W końcu mało co, jak nienarzucony z góry, wiejsko-miejski artyzm dobitnie wyraża zbiorową świadomość.
Murale pełne różowych delfinów, tukanów, ar i ośmiornic zdobią nie tylko Amazonię. W schroniskach i hostelach to samo: koliberki i motyle na każdej ścianie, a pod dachem mieszka olbrzymia Avicularia, której nikt nie śmie tknąć.
Portrety Indian walczących o przyrodę (jeden z tych wzruszających obrazów mam na zdjęciu).

W końcu to Ekwador był pierwszym, i jak na razie, jednym z nielicznych krajów, gdzie Naturze nadano w 2008 roku obowiązującą do dziś osobowość prawną. Zapis znalazł się w Konstytucji.
(Kto sobie wyobraża posiedzenie Sejmu, na którym uchwalono by taki zapis w Polsce, i to nawet gdyby go nie przestrzegano?)
A już zupełnie szokujące są galapagoskie kościoły, gdzie wita wiernych rzeźba Świętego Franciszka z wilkiem, na ołtarzach panoszą się z pelikany i głuptaki, a na witrażach żółwie.
Chciałabym żyć w kraju, gdzie traktowalibyśmy Naturę podobnie, z należną Jej czcią.
Ostatecznie logicznym byłoby w kraju (teoretycznie) pełnym wierzących w Boga, szacunek do Jego dzieł. Zauważmy,że nigdzie w świętych księgach nie napisano, że tylko człowiek jest Stworzeniem Bożym.
Gdzie więc u nas podziewa się szacunek do innych Stworzeń?
Niestety, w tej dziedzinie nie możemy się równać z Indianami z Ekwadoru.

***
Co dla nas niepojęte, w Ekwadorze nie widać śladu wycinek drzew w miastach, ani ogłowień.
Mało tego, w parku stały martwe wielkie drzewa i też jakoś ich nie zlikwidowano.


Jakoś tak, lżej na sercu...
i ten deszcz, codziennie.
"Ekwador strzela Słońcem.
Zenitem celuje prosto w czaszkę.
Terytorium to terrarium.
Z wilgocią wpisaną w konstytucję .
Zagubiony we mgle lot wyrzuca
w zieloną otchłań
Dymią wulkany
Dymi botaniczna plątanina
w podgrzewanym lesie.
Ulewa tasuje falbanki drzew
w drodze do Cuyabeno.
"Quito jest za tą górą"
Wielki ząb Chimborazo wbija się w niebiosa,
Białym kłem nadgryza powietrze.
Cekropie rozpięły parasolki
w kawiarenkach dla motyli.
Kto nie lubi chmur,
Niech nie przyjeżdża do Ekwadoru."
Tekst, wiersz i zdjęcia: Orsynia Węgrzyn